Ksiądz Jan Malinowski, dzielny kapelan 2. korpusu, wielki patriota, projektodawca i wykonawca krucjaty o wolność Polski
Ksiądz Jan Malinowski, dzielny kapelan 2. korpusu, wielki patriota, projektodawca i wykonawca krucjaty o wolność Polski
Pozwólcie Państwo, że zacznę od siebie, ponieważ jestem częściowo związany z tematem, który rozwinę.
Mój ojciec, oficer rezerwy, na początku wojny został wzięty do niewoli i zesłany na Syberię, skąd w 2. Korpusie Generała Andersa przeszedł całą kampanię na Środkowym Wschodzie i pod Monte Cassino. Wojnę przeżyłem jako dziecko w Polsce. Po ucieczce z Polski w 1946 r. dobiłem z matką i siostrą do Włoch, gdzie połączyliśmy się z moim ojcem, jak wspomniałem, oficerem 2. Korpusu gen. Andersa. Następnie po półtorarocznym pobycie w Anglii, wyemigrowaliśmy do Argentyny, gdzie nadal mieszkam.
Mój referat w ramach ogólnej tematyki tegorocznej sesji Szlak 2. Korpusu i pierwsze kroki jego żołnierzy na obczyźnie, dotyczy wybitnego Polaka, o którym pamięć już prawie zaginęła, bo ci którzy Go pamiętają też już zaczynają odchodzić na wieczną wartę.
Niektóre dane o nim znalazłem w archiwaliach Instytutu Józefa Piłsudskiego w NY, skąd nota bene dostałem je dzięki uprzejmości pani Ewy Hoffman-Jędruch, w Bibliotece Ignacego Domeyki w Buenos Aires, w kilku książkach o tematyce wojennej jak Bitwa o Monte Cassino Wańkowicza czy Ułani Karpaccy Bielatowicza oraz w publikacjach kościelnych w jego rodzinnych stronach pod Sandomierzem.
Jan Malinowski urodził się w 1910 roku w chłopskiej rodzinie, we wsi Jankowice pod Sandomierzem, gdzie ukończył Wyższe Seminarium Duchowne. W 1939 roku, w obliczu nadciągającej wojny, został zmobilizowany i mianowany kapelanem w stopniu kapitana rezerwy.
Po dostaniu się do niewoli sowieckiej został osadzony w obozie w Szepietówce na Wołyniu skąd zbiegł. Niedługo później uczestniczył w zawiązaniu Organizacji Orła Białego, jednej z pierwszych struktur konspiracyjnych w Świętokrzyskim, na której trop wpadło gestapo i zamknęło księdza do więzienia, skąd także udało mu się uciec i ruszyć do odradzającego się Wojska Polskiego we Francji. Tym razem aresztowany został podczas przekraczania granicy węgierskiej i osadzony w cytadeli w Budapeszcie. Szybko jednak został stamtąd zwolniony. Krótkotrwały więzień został kapelanem obozu oficerów polskich internowanych w Domos. Jednak na wiosnę 1940 roku uciekł stamtąd, i okrężną drogą zdołał dotrzeć do Syrii, do Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich. Towarzyszył Karpatczykom w ich drodze przez Palestynę, Egipt, Libię, Tobruk, Irak, wreszcie Włochy z 2. Korpusem gen. Władysława Andersa, rozpoczynającym swój historyczny bojowy szlak. Sądzono wówczas, że szlak ten będzie prowadził „z ziemi włoskiej do Polski”. Ksiądz rotmistrz pojawia się często we wspomnieniach z tych walk. „Jak salamandra lubił włazić w ogień”, pisał o nim Melchior Wańkowicz w swych wspomnieniach Bitwa o Monte Cassino.
Pisarz tak utrwalił obraz „kapelana pistoleta”:
Kiedy na szczycie trwała walka, kapelan przecyrkulował kilka razy między szczytem a placykiem będącym w martwej przestrzeni, nosząc w największym ogniu rannych. Trzech rannych zniósł na plecach. Znoszenie rannych po stromym stoku to straszliwe zadanie (...) Ksiądz dwoi się i troi, nie wiedząc, czy nosić rannych, czy udzielać ostatnich namaszczeń.
Gdzie indziej pisze:
Księdza Malinowskiego obarczono ogromną flagą narodową, zszytą pospiesznie z kawałków flag Czerwonego Krzyża, i nabijano się swoim zwyczajem okrutnie z wszędobylskiego kapelana, jak będzie tą flagą wojował kiedy go Niemcy dopadną.
Albo:
Ksiądz kapelan zbliża się z nabożną miną do rannego, czerwonego od krwi porucznika Lickindorfa, chcąc go opatrzyć na dalszą drogę życia. Księże — widzisz co te takie syny zrobiły — krzyczy porucznik. Ksiądz widzi, że kandydat na trupa ma jeszcze w sobie ikrę, i z ulgą zostawia obowiązki duszpasterskie kapłanom na punktach opatrunkowych. Koledzy, pokpiwając z kapelana - pistoleta, twierdzili, że odciążył się od obowiązków kapłańskich, nauczywszy sanitariuszy udzielania ostatnich namaszczeń.
Gdzie indziej Wańkowicz pisze:
Na polu bitwy, młodziutki ułan z którego ucieka życie, stara się uśmiechać do księdza:
- Wykruszyłem się...
- Ego te absolvo ab omnispecatis tuis... — rozpina nad nim kapelan schron, którego już żaden szmaiser, szpandau ani żadna siła piekielna nie zmoże.
- A może jeszcze wrócę... — stara się chłopak cichym szeptem przebić przez balsamującą za żywa łacinę — mam jeszcze pomścić dwóch braci zamordo... Ksiądz czujnie pochyla się nad nim. Ale już nie było po co.
Pułkownik Zakrzewski, dowódca Pułku Ułanów Karpackich pisze po latach w swych wspomnieniach z bitwy pod Ankoną:
Przesiedliśmy się do wozu terenowego. Podzieliliśmy nasze role w ten sposób, że Lipski, ksiądz i radiotelegrafista mieli być w razie potrzeby strzelcami uzbrojonymi w pistolety automatyczne, zaś ja spełniałem rolę kierowcy. Nagle zamajaczyły przed nami 4 sylwetki, w których rozpoznałem żołnierzy niemieckich. Zatrzymałem samochód i zakomenderowałem: Ognia! Lipski wyskoczył błyskawicznie z łazika wraz z księdzem, strzelił serię z pistoletu i z okrzykiem „Hände hoch“ - zaatakował osłupiałych Niemców, którzy mu się poddali.
Kiedyś po latach, już w Argentynie, gdy ktoś spytał księdza czy wówczas się nie bał, ksiądz uśmiechnął się i odpowiedział szczerze: „Bardzo się bałem. W takich sytuacjach nie można się nie bać. Ale czułem, że spełniałem mój obowiązek kapelana i mój obowiązek żołnierza polskiego.” W kilku tekstach napotkałem informacje, że to właśnie ks. Malinowski niósł polską flagę, która została zatknięta na ruinach klasztoru na Monte Cassino.
Widać jego postać na dalszym szlaku bojowym. Odegrał dużą rolę w uratowaniu przed zniszczeniem Domku Loretańskiego w Loreto, do Ankony wjechał wraz z czołówką, dzierżąc polską flagę — otrzymał honorowe obywatelstwo miasta, uczestniczył w walkach na Linii Gotów, o Pesaro, nad rzeką Senio. Również do Bolonii ksiądz rotmistrz wkroczył z pierwszą grupą karpackich ułanów... Za kampanię włoską otrzymał dwukrotnie Krzyż Walecznych i Virtuti Militari.
Przyszedł kres wojny. 2. Korpus Polski został zatrzymany w marszu ku Niepodległej Polsce. Dla Polski rozpoczynał się nowy czas — sowieckiego zniewolenia. Ks. Jan Malinowski awansowany do stopnia majora pozostał z polskimi żołnierzami we Włoszech, gdzie współpracował z Radiem Watykańskim. Następnie w Anglii był kapelanem w PKPR (Polskim Korpusie Przysposobienia i Rozmieszczenia) przygotowującym polskich żołnierzy do życia cywilnego.
Poznałem księdza Malinowskiego w 1947 roku już w Anglii, w obozie dla rodzin oficerów Drugiego Korpusu, gdzie był kapelanem. Jako młody chłopak, w niedziele służyłem Mu do mszy w naszym obozie, po czym wyjeżdżaliśmy razem do innych pobliskich polskich obozów na następne msze. Po skończonej demobilizacji 2. Korpusu, w 1948 r. wyemigrowaliśmy do Argentyny razem z dużą powojenną falą emigracyjną, i On i moja rodzina.
Tak jak w wojsku, także w cywilu była to postać charyzmatyczna: miał bardzo wielu przyjaciół. Można o Nim powiedzieć, że był to „brat łata”; pociągał za sobą polską młodzież, która gromadnie chodziła na msze odprawiane przez niego w kościele przy ul. Cabildo w Buenos Aires. Dał śluby prawdopodobnie wszystkim polskim młodym parom zawierającym związki małżeńskie w końcu lat 40-tych oraz w 50-tych w Buenos Aires. W upalne argentyńskie lato, podczas weekendów, przyjeżdżał do nas, ściągał sutannę, w koszuli i spodniach siadał w ogrodzie i z moimi rodzicami czy wspólnymi przyjaciółmi prowadzili długie rozmowy a szczególnie ubolewali nad sytuacją w Ojczyźnie, będącej wówczas w jarzmie stalinizmu.
Ponieważ ks. Malinowski był wielkim patriotą i człowiekiem czynu, w 1952 r. podjął myśl złożenia w imieniu Wolnych Polaków, protestacyjnego manifestu przeciwko decyzjom zawartym podczas konferencji teherańskiej, jałtańskiej i poczdamskiej i wynikłej stąd okupacji przez Rosję Sowiecką naszej Ojczyzny. Protest ten miał złożyć na ręce Sekretarza Generalnego Organizacji Narodów Zjednoczonych w Nowym Jorku. Do inicjatywy księdza przyłączyły się stowarzyszenia emigrantów z innych państw zajętych przez Rosję: Czesi, Słowacy, Węgrzy, Chorwaci, Słoweńcy, Łotysze, Estończycy oraz narody kaukaskie jak Azerbejdżanie i Gruzini. Protektorat honorowy nad projektem objął gen. Kazimierz Sosnkowski, a generałowie Władysław Anders i Stanisław Kopański również wyrazili swe poparcie moralne. Ksiądz zamierzał wyruszyć do USA poprzez kraje Ameryki Łacińskiej, a po drodze, wśród polonijnych ośrodków oraz władz lokalnych odwiedzanych krajów, celem nagłośnienia protestu na arenę międzynarodową, zbierać podpisy pod protestem, dawać konferencje prasowe, radiowe i publiczne, oraz publikować artykuły w lokalnych organach prasowych.
Oczywiście nie obyło się bez dziesiątek krytyk ani tak zwanych dobrych rad, tak w związku z tekstem manifestu, jak też z organizacją całego przedsięwzięcia. Jak to często bywa, gdzie jest dwóch Polaków, tam są trzy opinie. Na skutek tego, Związek Polaków w Argentynie, który początkowo objął protektorat nad wyprawą, formalnie go cofnął i ogłosił, że jest to inicjatywa prywatna i osobista księdza Malinowskiego. Na szczęście ludzie obdarzeni większą wyobraźnią nadal popierali tak księdza, jak i jego projekt. Nie były to jednak trudności na miarę ks. Malinowskiego, który nie cofał się przed przeciwnościami i nie schodził z raz wytyczonej drogi. Początkowo padł projekt, aby jechać wozem zaprzężonym w konie, chociaż wkrótce ten środek transportu został odrzucony i zmieniony na samochód, a po jakimś czasie, kiedy projekt zaczynał dojrzewać, Ksiądz zdecydował, że pojedzie środkami transportu publicznego. I tak się stało. Wyruszył w początku 1954 r.
Poprzez kraje Ameryki Południowej i Środkowej, przez Chile, Urugwaj. Boliwię, Brazylię, a potem Peru, Wenezuelę, Kolumbię, Nikaraguę, Gwatemalę, Ekwador, Panamę i Meksyk, gdzie wszędzie był entuzjastycznie i często tłumnie przyjmowany, tak przez lokalną Polonię jak i przez czynniki rządowe łącznie z prezydentami państw i władzami kościelnymi, po kilku miesiącach w połowie 1954 r. Ksiądz dotarł do USA. Tam wszedł w kontakt z lokalną Polonią, organizacjami polsko-amerykańskimi, politykami i prasą, i tak jak w innych krajach, odwiedzał osobistości i zbierał podpisy i komentarze do swej księgi protestu. Wielu polityków, władz miejskich, stanowych i państwowych jak Richard Nixon czy Lyndon Johnson także wpisywało się do manifestu, który przybrał już wtedy formę i rozmiar księgi.
Pod manifestem znajdowały się wypowiedzi i podpisy setek wybitnych działaczy politycznych i społecznych, religijnych i oświatowych, tak z całego terenu Stanów Zjednoczonych, jak i wielu krajów Ameryki Południowej i Środkowej. W sumie, Ksiądz udzielił przeszło 200 wywiadów i konferencji prasowych, radiowych i telewizyjnych, oraz zdobył oficjalne zapewnienia na piśmie ze strony wielu rządów, oraz uchwał parlamentów, o ich interwencji w ONZ na rzecz Polski. W grudniu 1954 r. w dużej asyście, na specjalnej audiencji w Białym Domu, ksiądz Malinowski wręczył Prezydentowi Stanów Zjednoczonych gen. Dwight Eisenhowerowi protest Polski i innych narodów zza żelaznej kurtyny, wraz z fotokopiami rezolucji organów wpisanych do księgi. Wreszcie w styczniu 1955 r. złożył wizytę w centrali ONZ w Nowym Jorku, gdzie na ręce Szefa Sekretariatu Komisji Obrony Praw Człowieka wręczył manifest z petycją i protestem.
Patrząc na tę inicjatywę z perspektywy czasu i wobec późniejszej rzeczywistości, można ją nazwać „donkiszoterią”, nie w pejoratywnym znaczeniu. Należy pamiętać, iż walka podejmowana tak przez Don Kichota jaki przez księdza Malinowskiego, była walka podjętą w imię wyższych idei ze szlachetnych pobudek. Można taką postawę potępiać, zakładając jako bezsensowne ścieranie się z przeciwnikiem, z którym nie mamy szansy wygrać oraz, że idealistyczne zrywy tego rodzaju rzadko dają rezultat, a indywidualne, prawie nigdy. W historii wiele było takich postaw. Nie trzeba się bardzo zagłębiać w dzieje naszego Kraju, aby dostrzec pozytywne ślady takiej postawy. I tu, księdzu Malinowskiemu należy się uznanie i cześć.
Po skończonej misji Ksiądz Malinowski wrócił do Argentyny, gdzie w Buenos Aires kontynuował swą pracę duszpasterską. Został wtedy entuzjastycznie przyjęty, a „detraktorzy” jego misji publicznie odwołali swe poprzednie krytyki. W drodze powrotnej z USA, Ksiądz przywiózł ze sobą do Buenos Aires sztandar dla byłych żołnierzy Brygady Karpackiej, ufundowany przez wydział Kongresu Polonii Amerykańskiej ze stanu Illinois, i przez państwa Słotkowskich z Chicago. Wówczas Zarząd Związku Karpatczyków w Buenos Aires postanowił, że po śmierci ostatniego ich członka, sztandar razem z aktem sporządzonym ad hoc na wielkim pergaminie, ma być odesłany do Instytutu Józefa Piłsudskiego w USA, a w razie odzyskania niepodległości Polski, odesłany do Muzeum Wojska Polskiego. Wykonawcą postanowienia miał być Zarząd Związku Polaków w Argentynie, który zobowiązał się je wykonać. Po latach, Związek Karpatczyków został rozwiązany z przyczyn naturalnych, a sprawa sztandaru została zapomniana. Wymieniony pergamin znaleźliśmy niedawno podczas śledzenia historii ks. Malinowskiego, a sztandar stoi w polskim kościele w Buenos Aires.
W końcu 1958 roku Ksiądz osiedlił się w Chicago, posługę kapłańską pełnił w parafii świętego Brunona, i aktywnie działał w organizacjach polonijnych i kombatanckich. W latach sześćdziesiątych, po uzyskaniu obywatelstwa amerykańskiego, mógł wreszcie bezpiecznie przyjechać do Polski. Kiedy po 25 latach nieobecności wylądował na Okęciu, ukląkł na płycie lotniska i ucałował ziemię ojczystą. Odwiedził wtedy miejsca ukochane: rodzinne swe strony, Sandomierz i swych najbliższych. O latach spędzonych poza terytorium macierzystej diecezji złożył relację swemu sędziwemu biskupowi Janowi Lorkowi, któremu podlegał przed wojną. A potem, wiosną 1975 roku, był już ten ostatni powrót — na wiejski cmentarz w Przybysławicach... Tam oczekuje na chwałę zmartwychwstania pośród tych, co niegdyś zaszczepili w nim miłość Boga, która zaowocowała kapłańskim powołaniem i miłością Ojczyzny, dla której imienia szedł — przez trzy kontynenty — drogami żołnierskiej i obywatelskiej służby.
Przed kilkoma laty odwiedziłem ten cmentarz: na grobie Księdza były świeże kwiaty...
Tagi
-
PUBL.: 22/12/2019
-
AKTU.: 08/11/2023
Więcej o Autorze (Autorach)
0raz Pozostałe Publikacje tego Autora (ów)
Henryk Mittelstaedt
Copyrights
COPYRIGHTS©: STAŁA KONFERENCJA MUZEÓW, ARCHIWÓW I BIBLIOTEK POLSKICH NA ZACHODZIE
CAŁOŚĆ LUB POSZCZEGÓLNE FRAGMENTY POWYŻSZEGO TEKSTU MOGĄ ZOSTAĆ UŻYTE BEZPŁATNIE PRZEZ OSOBY TRZECIE, POD WARUNKIEM PODANIA AUTORA, TYTUŁU I ŹRÓDŁA POCHODZENIA. AUTOR NIE PONOSI ŻADNEJ ODPOWIEDZIALNOŚCI ZA NIEZGODNE Z PRAWEM UŻYCIE POWYŻSZEGO TEKSTU (LUB JEGO FRAGMENTÓW) PRZEZ OSOBY TRZECIE.